W drugi dzień wedrówki mieliśmy dojśc z Tal do Chame. Znowu chcieliśmy zrobić dwa dni w jeden...był to jeden z najbardziej wyczerpujących dni na całym treku. Droga strasznie się dłużyla, raz po raz pojawiały się męczące strome podejścia, zejścia, podejścia i tak w kółko. Widokowo dzień był średni, każdy raczej skupiał się na dotarciu do celu. Momentami było bardzo ciężko ale dojście w ten dzień do Chame powodowało, że bylibyśmy ładnie z czasem do przodu. W pewnym momencie popsuła się pogoda i zaczeło mocno wiać co utrudniało wedrówkę. Koniec końców udało się dojść do wioski o nazwie Koto, która położona jest jakies 20 minut przed Chame. Szliśmy cały ten odcinek koło 10godzin...przed nami caly czas szła trójka francuzów, którzy mieli podobnie rozrysowany plan. Zamieszkaliśmy w tym samym hotelu co żabojady z tą różnicą, że oni rozbili sobie namiot w ogródku :) nie wiadomo czemu ale było widać, że lubią hardcore :) szczególnie,że w nocy temperatura spadła kolo 0. Zanim jednak nadeszłą noc, zadowoleni w restauracji hotelowej dumni z siebie, że udało nam się przebyć tak długi odcinek napawaliśmy się jedzeniem przyrządzonym przez lokalną kucharke...wtedy po raz pierwszy chcialem spróbować prawdziwych Nepalskich pierożków Momo...jedzenie nie do konca smakowało a w nocy wyszło ładne zatrucie...już wtedy wiedziałem, że rano nie dam rady iść dalej...3 przebyte kroki powodowały jasność przed oczyma, totalny brak siły, osłabienie i ogólne rozwalanie psychy z minuty na minute.